30 października 2012

.dwm, cz. 1.

Witam, kochani :) Strasznie przepraszam, że posty pojawiają się tak rzadko, ale kiedy na tygodniu zdarza mi się siedzieć wieczorami przy komputerze, to jestem zbyt nieprzytomna, by zając się prowadzeniem bloga. A w weekendy mam nieco ograniczony dostęp do komputera, a poza tym usiłuję czytać lektury do szkoły, których akurat w tym roku mam naprawdę bardzo dużo. 
W każdym razie, w Doctor Who Magazine pojawił się ostatni wywiad z Karen i stwierdziłam, że warto by go przetłumaczyć, a że akurat dzisiaj nie byłam w szkole, to wzięłam się za niego. Wywiad jest długi, więc pozwoliłam go sobie podzielić na dwie części. Dziś przedstawiam Wam pierwszą z nich, druga powinna pojawić się w ciągu kilku najbliższych dni, może nawet jutro :)

Ostatnie dni Amy Pond
Odeszła! Została cofnięta w przeszłość przez Płaczącego Anioła, tam też żyła przez resztę swojego życia i tam umarła mając 87 lat. Karen Gillan mówi DWM dlaczego to naprawdę jest koniec...

"W dniu, w którym się urodziłaś, Anioły zebrały się razem
I postanowiły spełnić marzenia.
Więc posypały Twoje włosy księżycowym pyłem
O kolorze złotego światła gwiazd...."
(They Long To Be) Close To You - The Carpenters

    Jest godzina 13, a dwudziestoczteroletnia Karen Gillan "włóczy się" po hollywoodzkim Melrose Avenue, rozmawiając z DWM. Niestety DWM jest w Londynie. Tutaj jest 21 i właśnie zaczyna padać. Ale Karen zapewnia nas, że pogoda w Kalifornii jest piękna.
  - Wciąż poznaję LA - dodaje przez telefon. - Włóczę się po okolicy. Nawet nie potrafię jeździć samochodem. Wszyscy mówią: "Ty chodzisz? Co, u diabła?!" I jestem taka blada! Zupełnie tu nie pasuję. To takie zabawne. Z pewnością nie jestem już w Inverness.
      Jest piątek 21 września, dzień przed premierą The Power of Three, przedostatniego odcinka Doctora Who z udziałem urodzonej w Inverness Karen. Odkąd w 2010 roku dołączyła ona do obsady , Doctor Who stał się światowym hitem. Przyszłotygodniowy finał sezonu, Angels Take Manhattan, zakończy trwające dwa i pół roku granie przez Karen Amy Pond.
  - Jestem strasznie smutna - wyznaje. - Nie zamierzam kłamać. Opuszczenie serialu to chyba najsmutniejsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła. To było moim życiem przez jakieś trzy lata. Odzwyczajenie się zajmie mi trochę czasu. Ale to równocześnie coś ekscytującego, bo mogę ruszyć dalej i robić inne rzeczy. Jestem aktorką, więc chcę grać inne postacie. Ale nic nie jest tak fajne jak Doctor Who.
      Niedługo pojedzie do Alabamy.
  - Przyjechałam do LA tylko po to, żeby przyzwyczaić się do zmiany czasu - mówi.
Tam zagra główną rolę w horrorze o nawiedzonym lustrze o nadprzyrodzonych mocach. Scenarzystą i reżyserem jest Mike Flanagan.
  - Chcę robić coś, co mnie zaciekawi - wyjaśnia Karen. - Nie mam opracowanego konkretnego planu. Nie myślę sobie: "Posiedzę trochę w LA i postaram się zagrać w jakimś filmie." Nienawidzę kiedy plany i terminy rządzą moim życiem. Naprawdę gardzę czymś takim. Po prostu wiem, że chcę robić coś biorąc pod uwagę jakość, nie ilość.
      To wydaje się dziwne, że [Gillan] nie jest w UK podczas emisji swojego ostatniego odcinka w Doctorze Who.
  - Zawsze wyobrażałam sobie, że moje ostatnie chwile w serialu będę oglądała z najbliższymi - mówi. - Bardzo chciałabym obejrzeć ten odcinek w domu. Ale wyszło tak, że nie mogę. Muszę być w Ameryce. Czuję się tak, jakbym była troszkę nie w temacie i jakby to działo się beze mnie.
      Karen i Arthur Darvill, który gra jej serialowego męża, Rory'ego, nagrali swoje ostatnie sceny w maju, ale kiedy przeprowadzamy ten wywiad, technicznie rzecz biorąc, Karen i Arthur wciąż są w serialu, skoro wyświetlane są odcinki w nimi. A przynajmniej będą w nim przez najbliższe osiem dni.
  - W środku właśnie tak się czuję. Że wciąż jestem tego częścią. Wydaje mi się, że moja rola w Doctorze Who skończy się po emisji ostatniego odcinka. Ale nie mam pojęcia jak się wtedy będę czuła. To będzie dziwne.
      Ale nie możemy nie wspomnieć o mamie Karen. W końcu była ona wielką fanką serialu zanim Amy Pond pojawiła się na pokładzie TARDIS. Mama błagała Karen, żeby nie odchodziła.
  - Mówiła: "Nie rób tego! Czemu to robisz, Karen? Czemu mi to robisz?", a ja odpowiadałam: "Och, mamo, ale ja nie robię tego tobie. Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, że towarzyszki się zmieniają." Ona naprawdę nie chciała, żeby to się skończyło, ale myślę, że jakoś się do tego przyzwyczaja, widząc, że wciąż pracuję.
      Czy Karen zamierzała zostać w serialu te dwa i pół roku?
  - Nigdy nie miałam konkretnego planu. Wiem, że Steven Moffat od początku miał plan co do fabuły, ale ja często nie wiedziałam co będzie się dziać w następnym odcinku. Jednak pewnego razu byliśmy na kolacji i wtedy po raz pierwszy poruszyliśmy temat odejścia.
Miało to miejsce w połowie nagrywania drugiego sezonu z Karen, pod koniec roku 2010.
  - Wspólnie podjęliśmy tę decyzję - mówi Karen. - Wiem, że to się rzadko zdarza, ale to o wiele lepszy sposób na odejście niż kiedy po prostu powiedziano by mi, że muszę odejść.
      A kto przekazał wiadomość Mattowi?
  - Cóż, pamiętam tę chwilę... Nagrywaliśmy w Neath Abbey [w grudniu 2010, do dwóch odcinków do serii z 2011 - The Almost People i The Rebel Flesh] i Arthur spojrzał na mnie i spytał: "Mamy mu tak po prostu...?" Odparłam: "Tak, zróbmy to." No i mu powiedzieliśmy. To przypominało wyznanie miłości. [Nie mam pojęcia o co jej dokładnie chodzi, ale nie miałabym nic przeciwko, gdyby ta dwójka autentycznie wyznała sobie miłość xD - przyp. tłum.] Matt zachowywał się dziwnie. Myślę, że to była dla niego prawdziwa mieszanka uczuć. Ale powiedział mi: "Myślę, że dobrze robicie, odchodzicie w odpowiedniej chwili." Uznał, że to dobre posunięcie. Potem był jeszcze jeden moment kiedy Steven i producenci wykonawczy przyszli porozmawiać z każdym z nas osobno o ostatecznym planie - o ostatnich pięciu odcinkach i o tym, że pod ich koniec odchodzimy. Rozmawiali z nami indywidualnie, więc potem spotkaliśmy się pod naszymi przyczepami i powtarzaliśmy: "Będzie niesamowicie!" - [Karen] rozmyśla o tym chwilę. - Właściwie, Matt dowiedział się noc wcześniej niż my. Zadzwonił do mnie i powiedział: "Musisz usłyszeć nowiny..."
      Kiedy w zeszłym roku robiłem z Karen wywiad do The Brilliant Book of Doctor Who 2012, powiedziała mi: "Kiedy odejdę, to na dobre. Nie chcę, żeby Amy pojawiała się co jakiś czas. Podjęłam już decyzję." Kiedy spytałem, czy to oznacza, że Amy mogłaby umrzeć, odpowiedziała mi: "Myślę, że mogłoby się tak stać, gdyby się za to odpowiednio zabrać." Dlaczego Karen tak bardzo chciała, żeby Amy odeszła na zawsze, co wykluczałoby powrót do serialu?
  - Bo tak jest lepiej, dobitniej i ciekawiej - mówi dla DWM. - Lubię oglądać sceny, które są emocjonalne, bo bohater odchodzi, wiedząc, że nie pojawi się kilka odcinków później. Inaczej nie ma w tym tyle uczuć. A nie chciałam, żeby tak było. Chciałam, żeby za pięć czy więcej lat, mój ostatni moment wciąż wzbudzał tyle emocji.
      Czy po przeczytaniu scenariusza do Angels Take Manhattan Karen zadowoliło odejście Amy i Rory'ego?
  - Moją pierwszą reakcją było zaprzeczenie - wyjawia. - Przez dwa tygodnie nie chciałam zajrzeć do scenariusza. Odłożyłam go. Powtarzałam sobie: "To nieprawda. Nie, nie, nie." Ale Matt i Arthur go przeczytali i mówili: "Karen, nie możesz po prostu tego przeczytać, do cholery? Chcemy o tym porozmawiać." Arthur nękał mnie, gadając: "Muszę z kimś pogadać o tej ważnej scenie!" W końcu pomyślałam: "No dobra, niech im będzie." Więc przeczytałam scenariusz i moją pierwszą reakcją było zadzwonienie do Matta. W tym samym czasie płakałam i krzyczałam: "Wooow!" A Matt odparł: "No wiem!". Serio, nie można by wymyślić lepszego odejścia dla Amy. Naprawdę tak uważam. Byłam taka szczęśliwa i smutna w tym samym czasie, bo to naprawdę miało się stać!
      Podczas tych ostatnich tygodni, kiedy coraz szybciej zbliżały się finałowe sceny, Karen starała się nie pozwolić emocjom jej zdominować.
  - No, chyba, że musiałam płakać w jakiejś scenie, wtedy się nie powstrzymywałam. Ale to ciągle było wewnątrz mnie. Były takie momenty, kiedy kamera była już wyłączona i oglądaliśmy materiały do obróbki i nawet jeśli scena nie była smutna, ja zalewałam się łzami. Kiedy w końcu nagrywaliśmy ostatni moment, gdzie się żegnałam, te wszystkie emocje były prawdziwe. Nic nie musiałam odgrywać. Naprawdę myślałam sobie: "Nie chcę odchodzić."
    Czy pomogło to, że podczas tej ostatniej sceny na manhattańskim cmentarzu mieli u swojego boku Alex Kingston, która grała córkę Amy i Rory'ego, River Song? Kiedy w 2009 roku Matt i Karen nagrywali swoje pierwsze odcinki The Time of Angels i Flesh and Stone, Alex była tam razem z nimi.
  - Z pewnością sprawiło to, że było mi smutniej - mówi Karen o ostatnim starciu z Aniołami. - Alex też płakała. Szczerze, wszyscy byli w rozsypce. Czy wolno mi mówić swobodnie o tej scenie?
    Oczywiście, w końcu to DWM.
  - Cóż, w zasadzie to, że pracowałam w tej scenie z Mattem naprawdę sprawiło, że powstało coś wyjątkowego, bo on daje wiele od siebie. Sprawia, że innym aktorom łatwiej się z nim pracuje. Nawet jeśli nie patrzyliśmy się na siebie bezpośrednio - czy to nie smutne, że Doktor i Amy nawet nie mogli na siebie patrzeć? - czułam emocje płynące od Matta i jestem pewna, że też przesyłałam mu coś takiego. W pewnym momencie słuchał The Carpenters. Close to you.
W ostatnim numerze magazynu Matt wyjaśnił, że słuchanie muzyki przed ujęciami daje mu "odwagę" jakiej potrzebuje przy graniu trudnych scen.
  - Myślałam sobie: "O Boże, co ty mi robisz? - śmieje się Karen. - Byłam strasznie smutna.
      Pod koniec tego dnia, Karen musiała czuć się rozbita.
  - W zasadzie moją pierwszą reakcją było zastanawianie się, czy wystarczająco się postarałam. Od razu zaczęłam panikować, czy ujęłam to w odpowiedni sposób. Co się czuje w ostatniej chwili życia? Jakby... No nie wiem, to może wydawać się wyolbrzymieniem, ale wyobraź sobie, że wiesz, że umrzesz. Co byś zrobił w ostatnich chwilach? Tego się nie da określić. To jest ten moment, w którym trzeba pokazać wszystko, co się potrafi. To jak niemożliwe do wykonania zadanie, więc po nakręceniu tej sceny myślałam: "Czy tak powinno być? Czy to wystarczy? A może przesadziłam? Nie mam pojęcia." Potem trochę ochłonęłam i pomyślałam: "Dobra, przynajmniej było to szczere i tak naprawdę to się liczy."
      Czy zagrałaby tę scenę trzy lata temu?
  - Nie. Nie tak, jak teraz. Zdecydowanie nie. W tej scenie każde wypowiedziane słowo jest przepojone trzyletnim doświadczeniem i miłością do tej pracy. Kiedy tylko pojawiliśmy się w Doctorze Who, od razu ruszyliśmy z kopyta, jakbyśmy znaleźli się w samym środku trąby powietrznej, ale potem zaczęliśmy się zastanawiać czy... - [Karen] waha się. - Zastanawiasz się: "Czy tak jest dobrze? Może powinnam to zrobić inaczej?" A potem kręcisz się w kółko, starając się to rozgryźć, bo naprawdę zaczynasz to poważnie analizować. [W tym miejscu skany są tak rozmyte, że ciężko odczytać mi kilka słów, więc je pominę, ale zdanie, co dziwne, wciąż ma jakiś sens - przyp. tłum.] Później, jakoś podczas nagrywania naszego drugiego sezonu, zaczęłam czuć, że naprawdę "zrozumiałam" tę postać. Albo po prostu w pewnym momencie ona stała się moją drugą naturą. W Doctorze Who nauczyłam się bardzo dużo. Zdobyłam sporo doświadczenia, a teraz nadszedł czas, abym odeszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz