skan: WhoIsKarenGillan.com |
ŚWIAT U JEJ STÓP
Ulubiona aktorka fanów Doctora Who, Karen Gillan, mówi nam jak się przekształci w rolę modelki z lat sześćdziesiątych, Jean Shrimpton.
Karen Gillan jest en route [fr. w drodze – przyp. tłum.] do Hollywood. Kiedy Stylist dzwoni do niej we wtorek po południu, dwudziestotrzyletnia aktorka jest w ekspedycji i właśnie dotarła na lotnisko JFK w Nowym Jorku. Jej podróż się jeszcze nie skończyła. Teraz musi złapać samolot do LA, które jest następnym przystankiem w promocyjnym tournée Doctora Who, serialu, dzięki któremu wyrobiła swoje imię dwa lata temu, jako pomocnica Władcy Czasu, Amy Pond. Potem poleci do Cardiff, by kontynuować kręcenie szóstej serii zanim przyjedzie do Nowego Jorku nagrywać film BBC4, We’ll Take Manhattan, w którym zagra supermodelkę z lat sześćdziesiątych, Jean Shrimpton. Samo słuchanie jej harmonogramu wystarcza, by nas zmęczyć, ale Karen, wesoła i gadatliwa, wydaje się kwitnąca od bycia zajętą. Skoro ma samolot do złapania, to się streścimy.
Właśnie wróciłaś na ekrany telewizorów w Doktorze Who. Minęły dwa lata, czy rola nadal jest dla ciebie wyzwaniem?
W zasadzie wydaje mi się, że teraz Amy jest większym wyzwaniem niż kiedykolwiek wcześniej; wydaje się być trudniejsza, co jest dobre, bo nie chcę, żeby zrobiło się nudno.
Za tym serialem podąża wielki kult, a fani sci-fi potrafią być nieco intensywni…
Są bardzo zapasjonowani i oddani, i dosłownie znają każdą kwestię z każdego odcinka i każdy detal o twojej postaci. Ale nigdy nie spotkałam jakichś niestosownie zachowujących się fanów. Często ludzie pytają mnie o to, czy mężczyźni składają propozycje spotkania, ale przyrzekam, że nikt tego nie robi.
Jaki jest najbardziej interesujący list od fana, jaki dostałaś?
Od pewnego czasu dostaję kartki od jakiegoś faceta. Wygląda na to, że podróżuje po UK i wysyła mi kartki z każdego miejsca, jakie odwiedza. To się stało takie normalne, takie rozmowy napisane na pocztówce, w stylu: „Hej, Karen. Jak się masz?” [Śmieje się].
Masz kręcić nowy dramat BBC4, We Take Manhattan [zrobili literówkę, powinno być We’ll Take Manhattan ;) – przyp. tłum.], w którym grasz modelkę, Jean Shrimpton. Czy byłaś zaskoczona, że otrzymałaś jej rolę?
Tak. Nie sądzę, żebym wyglądała jak ona. Ale przyszli do mnie ze scenariuszem i pomyślałam sobie: „Na dokładnie coś takiego czekałam”. Nie chciałam robić czegoś podobnego, więc to wydawało się takie dobre, bo jest zupełnie inne niż Doctor Who. Mówi o związku [Shrimpton z Davidem Bailey’em] i ta dwójka ludzi jest naprawdę niegrzeczna.
Jak przygotowujesz się do roli?
Starałam się oglądać materiały filmowe z Jean Shrimpton, ale jest ich strasznie mało – nie bardzo interesowała się sławą, więc nie ma prawie nic, w czym gra. Ale była wielką ikoną przed Twiggy. Mój chłopak [fotograf Patrick Green, 25] pokazywał mi zdjęcia Davida Bailey’a i czytam jej biografię. Spisała ją później i jest w niej całkiem szczera.
Będąc modelką zanim stałaś się aktorką, czy czujesz się tym powiązana z jej światem?
Totalnie. Rozumiem dokładnie wiele rzeczy, o których pisała. Wiem jak to jest chodzić na osiem castingów dziennie i będąc na sesji, czuć się jak z drewna.
Czy wrócisz do modelingu?
Myślę, że zostanę przy aktorstwie. Modeling nie jest czymś, co kiedykolwiek zamierzałam robić – to się po prostu stało kiedy przeprowadziłam się do Londynu. Poszłam do szkoły aktorskiej Italia Conti na kilka miesięcy, a potem się z niej wypisałam, bo dostałam pracę w [telewizyjnym serialu kryminalnym] Rebusie. Kiedy to się skończyło, zaczęłam pracować w pubie w Kennington na południu Londynu i pomyślałam sobie: „O Boże, co ja zrobiłam?”. Potem zostałam zaczepiona na ulicy i zaczęłam bycie modelką – to był lepszy sposób na zarabianie pieniędzy.
Czy twoi rodzice byli zaskoczeni tym, że chciałaś zostać aktorką?
Tak myślę. Myślę, że byli zaskoczeni, że wyprowadzam się z domu w wieku szesnastu lat. Wyprowadziłam się do Edynburga, żeby uczyć się aktorstwa, kiedy miałam siedemnaście lat.
Jak sława zmieniła twoje życie?
Moje życie jest inne zawodowo, ale nie prywatnie, bo o to zadbałam. Mam tych samych przyjaciół ze szkoły, którzy nadal mieszkają w Inverness [gdzie dorastała Karen] i nie pracują w tym zawodzie – robią wszystko, począwszy od pracy z osobami starszymi do sprzątania. Poza tym jestem w stałym związku – jestem z moim chłopakiem od sześciu lat.
Jesteś kochana za swoje wyczucie stylu tak samo jak za swoją grę aktorską…
To zabawne, zdaje się, że po prostu tak wyszło. Zawsze interesowałam się ciuchami, ale kiedy zaczęłam być w Doktorze Who, nosiłam tanie vintage’owe sukienki. Jeśli chciałam założyć na wydarzenie sukienkę od jakiegoś projektanta, musiałam pracować ze stylistką, żeby mieć dostęp do ciuchów. Teraz łatwiej jest mi coś pożyczyć…
Skany z czerwcowego wydania SFX:
skan: WhoIsKarenGillan.com |
Karen Gillan
Oto największe rewelacje o naszej ulubionej, grymaśnej rudowłosej…
- ARRRRRRRRRR!
Pośród sposobów na wczucie się w rolę, metoda Karen Gillan na wprawienie się w piracki nastrój jest najsłodszą, jaką kiedykolwiek widzieliśmy.
- Warczałam jak pirat, tak jak teraz, zanim zaczęliśmy kręcić – wyjaśnia. SFX spotyka aktorkę jako Amy Pond w marcowy poranek w Upper Boat Studious Doctora Who podczas kręcenia trzeciego odcinka nowej serii. Wygląda olśniewająco w potężnym pirackim płaszczu i wyraźnie uwielbia okazje do przebieranek („To jak na razie mój ulubiony strój – jest po prostu bardzo fajny!”). Rzut oka w dół i para kaloszy raczej rujnuje zestaw. Niestety, mają one zasadnicze znaczenie, bo dzisiejsze sceny nagrywane są na pirackim statki, który jest więcej niż trochę wilgotny.
- Moje rajstopy są całe przemoczone! – wyznaje aktorka. Nasz korespondent dżentelmeńsko zaoferowałby otarcie ręcznikiem, ale mamy zbyt wiele pytań do zadania…
Więc – Amy jest teraz mężatką i odkryła, że ma rodziców. Czy to zmienia jej charakter?
Cóż, w zeszłym sezonie starałam się, żeby Amy była powściągliwa. Nie lubi pokazywać swoich emocji, bo chce się wydawać silna, nie lubi być w jakikolwiek sposób postrzegana jako bezradna tylko ze względu na to, co jej się stało w dzieciństwie, więc taką ją utrzymywałam. Ale w tej serii jej zadziorna powierzchowność zaczyna pękać i dostrzegamy jej inne aspekty. A to, że znów w jej życiu są rodzice, na pewno ma na nią jakiś wpływ. Ale to taki trochę pomieszany efekt…
Co możesz nam powiedzieć o temacie przewodnim tej serii? Jakieś wielkie rewelacje u Amy?
Tak, będzie taka jedna ogromna. W poprzedniej serii takim motywem były pęknięcia, ale motyw Amy jest nawet większy w tej serii i w drodze jest już kilka rewelacji. Jest jeden ogromny, który zmieni wszystko. Przed rozpoczęciem kręcenia tej serii, Steven Moffat usiadł ze mną i powiedział mi o wszystkim – ukrywając kilka rzeczy, oczywiście. W zasadzie chodził do każdego i mówił mu tylko tyle, ile musi wiedzieć i nie mogliśmy o tym ze sobą rozmawiać. Więc wszyscy mieliśmy przed sobą sekrety – co jest bardzo związane z tą serią. To naprawdę fajne! Więc ten temat przewodni pojawiający się w serii jest głównie związany z Amy, co jej się stało i czego się o niej dowiemy.
Czy Steven Moffat zostawił w poprzedniej serii jakieś wskazówki, czy nie mamy żadnej szansy, żeby zgadnąć?
Odpowiedzi są tuż przed wami, jeśli wystarczająco się przyjrzycie… Ooch, to tajne!
Czy w tym roku są jakieś sceny, które były dla ciebie wyzwaniem?
Taaa… w jednym z odcinków to była najcięższa rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam. Chodziło o coś, z czym nie mogłam się czuć związana, bo nigdy tego nie przeżyłam. Więc ciężko było mi to zrozumieć – musiałam porozmawiać z paroma osobami, żeby ocenić jakie to by mogło być uczucie.
Kręcenie jakich scen najbardziej ci się podobało?
Na statku pirackim było niesamowicie. To wydawało się takie prawdziwe i jakby to była jakaś wielka produkcja. Jednej nocy był szalona burza, więc całą noc byliśmy mokrzy i to było tak ekstremalne, że zaczęliśmy szaleć – śmialiśmy się z niczego! Ekstremalność tamtej nocy była po prostu przezabawna. I fajnie było pojechać do Utah – i ten odcinek jest jak dla mnie ulubioną historią jaką nakręciliśmy. I zobaczyliśmy więcej TARDIS niż kiedykolwiek wcześniej.
Łoże małżeńskie?
Erm… może nie! Dla mnie to było świetne, bo tam jest bardzo fajnie. To były tylko przelotne spojrzenia, ale podoba mi się to, bo prawie nie chcę widzieć więcej TARDIS, wolę, żeby zachowała swoją tajemniczość. Chcę móc sobie myśleć, że gdzieś tam jest basen i biblioteka w tym samym miejscu. Wtedy moja wyobraźnia może załatać luki.
To już drugi rok serialu – czy teraz czujesz się pewniej?
Myślę, że wewnątrz wszyscy staliśmy się pewniejsi. I chcemy, żeby było najlepiej jak się da, więc jeśli czujemy potrzebę powiedzenia czegoś, to to mówimy, podczas gdy kiedyś byśmy tego nie zrobili. Myślę, że wszyscy się przyzwyczailiśmy, bo robimy to już od jakiegoś czasu. Czasami, kiedy inni scenarzyści coś piszą, mówię, jeśli sądzę, że Amy by tego nie powiedziała. Na przykład słowo ‘kochanie’ – czy coś takiego. Pamiętam, jak sobie pomyślałam: „O Boże, jedyny sposób, w jaki mogłabym to powiedzieć to sarkazm!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz