20 kwietnia 2011

.wywiad.

Pojawił się wywiad z Karen, więc wzięłam się za tłumaczenie. Mam do przetłumaczenia jeszcze jeden wywiad, ale jakoś nie mogę się za niego zabrać. Podobno w Radio Timesie ma się pojawić wywiad z Kazz, jak będą skany, to postaram się przetłumaczyć. A teraz zapraszam do czytania:



Karen Gillan sięga do gwiazd
Na planie Doctora Who, aktorka, Karen Gillan, daje niejasne aluzje na temat ważnych wydarzeń w nowej serii.
Nie co dzień kobieta o wysokości sześciu stóp [czyli około metra osiemdziesiąt - przyp. tłum.] pomalowana na zielono i ubrana w kapcie, spaceruje obok ciebie.
No, ale z drugiej strony nie co dzień zapraszają cię na plan Doctora Who, gdzie takie dziwa dzieją się mniej więcej dwa razy na minutę.
Zielona kobieta to modelka i aktorka, Lily Cole, ale nie możemy z nią rozmawiać – to jej pierwszy dzień kręcenia, a nikt nie chce przeszkadzać w koncentracji komuś, kto gra potencjalnie zabójczą syrenę.
Zamiast tego, przyszliśmy tu porozmawiać z Karen Gillan, inną niezwykle wysoką pięknością, która wydaje się mieć siłę, by rzucić dorosłego mężczyznę na kolana.
Przed wyczekiwaną nową serią emitowaną na BBC One, doszły nas słuchy, że to Rory, mąż jej bohaterki, Amy Pond, nosi w tym związku spodnie odkąd wzięli ślub. Ale Gillan mówi, że nic z tego.
 - Absolutnie nie! – krzyczy z taką miną, że zatrzymała by Daleka. – To nie prawda, nie. Chodzi o to, że Amy po prostu pozwala mu wierzyć, że tak jest!
Kiedy się spotykamy, ekipa kręci trzeci odcinek nowej serii z piratami, The Curse of The Black Spot [Klątwa Czarnej Plamy, w bardzo wolnym tłumaczeniu – przyp. tłum.].
Reszta obsady, łącznie z Mattem Smithem, który gra Doktora, mają na dłoniach namalowane czarne plamy, ale nikt nie wydaje się chętny do wyjaśnienia ich znaczenia. [zastanawiam się czy nie chodzi o te kreski. Słówko spot można różnie tłumaczyć – przyp. tłum.]
Gillan również nie jest skora do wyjawienia wielu sekretów, chociaż ujawnia, że jak do tej pory to jej ulubiony odcinek dzięki jej ‘piratowemu’ kostiumowi i faktowi, że walczy w nim na miecze.
 - Wszyscy byli bardzo niespokojni, kiedy wzięłam miecz w ręce i mieli trochę racji – uśmiecha się szeroko. – Ale w zasadzie byłam raczej skoordynowana, co, jak się założę, was wszystkich zaskoczy. Naprawdę, naprawdę się w to wciągnęłam i chciałabym zająć się walką na miecze jako hobby.
Gillan wydaje się egzaltowaną, młodą kobietą – zawsze pełną życia, dającą błyskawiczne odpowiedzi i nigdy nie mówiącą o niczym poważnie, chyba że chodzi o jej interpretację Amy.
To jasne, że lubi swoją bohaterkę i chętnie pokazuje, że jest kimś więcej niż bohaterką akcji.
 - W poprzednim sezonie chciałam, żeby pozostała ostrożna. Nie lubiła okazywać swoich emocji, bo chciała być silna. Ale w tej serii, ta powierzchowność zaczyna się burzyć i widzimy jej inne aspekty. W zasadzie, w jednym odcinku, który właśnie nakręciliśmy, było mi bardzo ciężko, ponieważ to było coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam – dodaje zagadkowo. – Nie czułam się tak, jak wtedy, kiedy się mogę do czegoś odnieść, bo mnie się to nigdy nie przydarzyło. Musiałam rozmawiać z kilkoma osobami, żeby ocenić, jakie to by mogło być uczucie. To, co się stało, było ogromne i nie mogę wam powiedzieć o co chodzi!
To jest właśnie problem z Doktorem Who – nikt nigdy nie chce ci nic powiedzieć w obawie przed tym, że wyjawi wielki wątek. W zamian za to jest masa aluzji.
 - Będzie wiele rewelacji – mówi aktorka. –Jest taka jedna wielka, która zmieni wszystko. Steven Moffat (producent wykonawczy) podchodził do wszystkich i mówił im tylko to, co musieli wiedzieć i nie mogliśmy o tym nawzajem dyskutować, co jest bardzo związane z całą opowieścią.
Ona jednak chce dyskutować o tym, jak zabawnie jest być częścią serialu.
 - To cały czas staje się coraz lepsze, bo jesteś w to coraz bardziej zaangażowany. To zawsze się rozwija i ewoluuje. Więc ci się nie nudzi, bo co tydzień robisz coś innego.
Na szczęście, mimo, że Matt Smith wyznał, że teraz musi nosić duże bluzy z kapturem, żeby go nie rozpoznali, kiedy jest na zakupach, Gillan nie była zbytnio niepokojona przez fanów.
 - Jest dobrze – uśmiecha się. – Jak dotąd nic strasznego się nie wydarzyło, odpukać w niemalowane. Na początku to było trochę przytłaczające, bo to stało się tak nagle, ale potem się do tego przywyka.
Niestety, jej wyśniona przygoda w najbliższym czasie się nie odbędzie:
- Zawsze myślę sobie, że chciałabym wrócić do lat sześćdziesiątych, ale dla Doctora Who nie byłoby to zbyt ekscytujące, bo jaki by tam mógł być potwór?
Jednak będzie podróżować do tej dekady podczas grania legendarnej modelki, Jean Shrimpton w nadchodzącym dramacie BBC Four, We’ll Take Manhattan, który skupi się na relacji Shrimp z fotografem Davidem Bailey’em.
 - Nie mogę się doczekać – wyznaje Gillan. – Już prowadzę moje badania i po prostu kocham ten okres. Kiedy pojawił się scenariusz, pomyślałam sobie: „To jest idealną pierwszą rzeczą jaką zrobię po skończeniu Doctora Who. Więc to będzie moja pierwsza próba spoza Doctora Who, trochę się boję, ale nie mogę się już doczekać. Uważam, że to bardzo interesujący i fascynujący okres.
Ale jak na razie znów jest w TARDIS i jeśli oglądanie planu i spotykanie obsady nie jest wystarczająco ekscytujące, [Karen] ma kilka ostatnich słów, które wprawią nas w coś nawet więcej niż szaleństwo.
 - Ta seria jest o wiele ambitniejsza niż poprzednia, po prostu ze względu na jej skalę. Zaczynamy dwuodcinkowcem, jak nigdy wcześniej, i jesteśmy w Stanach, a potem trafiamy prosto w piracką opowieść, która jest wielką produkcją. Wszystkie elementy są razem. Och, tak, a potwory są najstraszniejsze!
źródło: WalesOnline.co.uk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz